poniedziałek, 3 stycznia 2011

Mój dzień na 120%

zaraz się załamię, zeżarło mi całego wielkiego posta!!! no to skróce go chyba :-)

dzień na 120% pracy o dziwo niedziela! czyli małe co nieco w domu, ogłoszeia dla nowych nabytków fundacji Adopcje Malamutów, spacer z Alice, spacer z Zuną, dopieszczanie i lonżowanie Czambusia, wieczorny browarek w Werandzie :)

skupię sie na spacerach, bo to blog dot. moich malamutów

spacery dzielimy gdyż o ile na wspólnym spacerze Zuna jest OK, o tyle Alisia jest nie do opanowania i nikt nie chce z nią wychodzić... 

spacer Alisi, podzielony na trzy etapy:
1. wracanie na komende i pilnowanie się przewodnika (linka 20m i szelki)
2. chodzenie na luźnej smyczy (obroża i smycz)
3. komenda SIAD i ZOSTAŃ pod monopolem ;-)

Początkowo było ciężko, ostatnio Ali w zasadzie nie wychodziła na spacery (wstyd!), bo ślisko i niebezpiecznie, a ona naprawde ma powera... była tak rozemocjonowana tym że wyszła że cięzko było sie skupić. Po paru zmianach kierunku sie ogarnęła i było lepiej, po kilkunastu minutach przychodziła na każde zawołanie i w zasadzie pilnowała się na tyle, że linka napinała się sporadycznie.

Szczeście że kolejny etap zaczynaliśmy od ulicy tego dnia bez psów na podwórkach, Alice pokazała jak ładnie jest w stanie sie skupić (jak bardzo kocha paróweczki) całe 300m przeszła przy nodze! Potem było trudniej, zaczeły się zapsione posesje, a Alice bardzo łaknie kontaktu z innymi psami, o nie bedę ukrywac że pozwoliłam jej powąchac się z jednzm psiakiem, ale znam go juz dobrych kilka lat i wiem na co go stać, więc nie było ryzyka że ją wystraszy. No to potem miałam jeszcze trudniej. Musialam zaczac znów od skupienia ;-) ale gładko poszło, niestety albo stety na naszej drodze pojawiły sie sanki z dzieciakiem, westie, kundelek i pseudo amstafka- wszystko oprócz bachora, o dziwo na smyczy! Ali była bardzo poruszona ale trzymała klasę, szła wyprostowana i popiskiwała trochę rozglądając się, ale smycz spokojnie trzymałam w dwóch palcach i było bez szarpnięć. Dotarłyśmy do sklepu, wydałam komendy SIAD i ZOSTAN i poszłam. Wszystko było OK do momentu mojego wyjścia kiedy to radosna dupka poszła do góry... no co, usadziłam i po chwili podeszłam i odpiełam, poszłyśmy do domu.
    
spacer Zuny tez podzielony:
1. bieganie luzem o łąkach
2. w miarę luźna smycz
3. przejście przez kładkę nad torami!!!
4. poczekanie grzecznie pod stołem aż zziebnięta Pani wypije kawę

No na łąkach problemu nie było, z luxna smycza w zasdzie też nie, ku mojemu zdziwieniu kładka poszła ekspresowoi na górę weszła bez zawachania, moment zwątpienia wejście na samą kładkę, ale weszła- widac było że czuje sie niepewnie na górze, ale szła przed siebie tyle że patrzyła pod nogi a ogonek zamiast radośnie powiewać nad przbietem wisiał smętnie. Na schodach w dół trochę się jej spieszyło, ale tak do opanowania. Njawiększy problem kawiarnia, no z tym trzeba więcej popracować, za duże wymagania postawiłam, Zuna grzecznie poożyła, ale jak ja wstałam na chwilę to ona tez i już nie chciała się położyć. Polecam galerio- kawiarnię "u Artystek" w Milanówku, psiaki są tam mile widziane :-) Muszę częściej chodzić na kawę.  Wydaje mi sie też że spacer Zuny był za długi, w poewnym momencie straciła zainteresowanie nagrodą e formie pokarmu, a ja miałam tylko jednen typ smakołyków :-/ Następnym razem będę pamiętać! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz